pan kowalski chciał ubezpieczyć mieszkanie
Czy mogę ubezpieczyć się od wojny na czas wakacji? W ramach polisy turystycznej, owszem, można się ubezpieczyć od skutków wojny, a także aktów terrorystycznych. Najczęściej wymaga to wykupienia dodatkowego rozszerzenia. W ramach ochrony towarzystwo może pokryć koszty leczenia, hospitalizacji czy transportu poszkodowanego do kraju.
Ubezpieczenie majątku wspólnego wspólnoty mieszkaniowej. Najlepiej ubezpieczyć majątek wspólny w zakresie „all risk” – czyli od wszystkich ryzyk. W skład takiego ubezpieczenia mogą wchodzić następujące elementy: budynek wspólnoty – w częściach wspólnych lub w całości, wspólne budowle i obiekty małej architektury
W przypadku ubezpieczenia mieszkania na wynajem liczy się przede wszystkim zakres. Najkorzystniejsze są tzw. warianty All Risk, które kompleksowo chronią nieruchomość. O co powinna zadbać polisa: mury, elementy stałe, przedmioty ruchome np. sprzęt AGD i RTV.
Jan Kowalski był właścicielem domu. Ubezpieczył go na 350 tys. zł. W marcu opłacił roczną składkę w wysokości 350 zł. W sierpniu zaś zdecydował się na sprzedaż domu Adamowi Nowakowi. Polisa automatycznie przeszła na nowego właściciela. Pan Nowak postanowił jednak wypowiedzieć umowę i wykupić polisę w innym towarzystwie.
Proste wyliczenie w oparciu o rynkową wartość metra kwadratowego w danej lokalizacji nie wystarczy, ponieważ każde mieszkanie jest wyposażone w inne elementy stałe oraz ruchome. Na cenę wpływa przecież mnóstwo czynników: nowe meble, nowoczesny model pralki, niedawno położony parkiet czy wymienione okna.
nonton film fifty shades of darker dalam bahasa indonesia. Malwina Wrotniak2011-04-12 06:00redaktor naczelna 06:00Jeżeli nie wiem, jak się śmiejesz, co robi twoja siostra i jeśli nie byłeś u mnie w domu, nie ma mowy o wspólnych interesach. W tym kraju praktycznie każdy ma oszczędności - mówi Mateusz Kotowski mieszkający w stolicy Wietnamu, Hanoi. Malwina Wrotniak, Panie Mateuszu, jak się trafia z NBP wprost do Wietnamu? Chciał Pan wdrażać kontakty z Azją w Banku, ale żeby się od razu przeprowadzać? Mateusz Kotowski: Z NBP do Wietnamu najlepiej jest pojechać na lotnisko, a potem samolotem... (śmiech) A poważnie - w ramach komunikacji wewnętrznej banku, co było moim zadaniem, pod wpływem kolejnych wyjazdów do Azji i z pomocą Departamentu Kadr udało mi się zorganizować zajęcia z języka mandaryńskiego... Niesamowite było to, że na początku zgłosiło się ponad 70 osób, potem grubo ponad 100... Ale to był tylko jeden z elementów. Mateusz Kotowski / Ówczesny wiceprezes NBP - prof. Rybiński - proponował rozszerzenie wiedzy ekonomistów w Polsce na temat Azji. Nie znalazło to podówczas poparcia, również w NBP. Azja była traktowana jako egzotyczna ciekawostka, czego myślę, że możemy żałować, bo teraz to Azja dyktuje warunki współpracy, a współpracą w naszym rozumieniu tak naprawdę nie jest już zainteresowana. Teraz transfer wiedzy jest dosyć jednostronny, a system ochrony informacji gospodarczych jest jak półprzepuszczalna membrana - my dajemy i nic nie dostajemy w zamian. Obudziliśmy się trochę za późno. Obudzimy się jeszcze kilka razy i będziemy równie zaskoczeni. Ja sam w pewnym momencie doszedłem do wniosku, że jeżeli chce się uczyć Azji, to muszę tam pojechać. No więc pojechałem. Znam niejednego fascynata Dalekiego Wschodu, większość z nich mówi jednak o Korei, Indiach, Japonii. Skąd się Panu wziął ten Wietnam? Jak większość rzeczy na tym świecie, to kwestia przypadku. Pierwsza podróż do Azji wzięła się z rozmowy w stylu „a szkoda, że nie zrobiliśmy tego i tamtego”. Jednym z Wielkich Nierealizowanych Planów była włóczęga po Azji. W pewnym momencie przyjaciółka zapytała: no właśnie, czemu? Po godzinie bilety były zarezerwowane. To wspaniały moment, kiedy nagle, za pomocą jednego słowa zaczynasz realizować to, co zawsze było jedynie marzeniem. "Mężczyźni? Cóż... Spora ich część siedzi całymi dniami na ulicy, pijąc zieloną herbatę, paląc i jeżdżąc na motorkach." / thetaXstock Wydaje mi się, że większość naszych marzeń tworzymy w taki sprytny sposób, żeby przypadkiem nigdy ich nie zrealizować. Sam Wietnam to przypadek. Było to chyba związane z filmami, pod wpływem których byłem w tym czasie („Upadłe Anioły” Wong Kar Waia i „Cyclo” Tran Anh Hunga). Podróż zaczęliśmy od Hongkongu, potem Chiny, ale tak naprawdę Azji odpowiadającej naszym wyobrażeniom zakosztowaliśmy dopiero w Wietnamie. To miejsce zdecydowanie mniej hermetyczne, zawsze przyjaźniejsze dla turysty, którym byłem w tym czasie. Wietnam był trzeci w kolejności, ale to była pierwsza miłość. Socjalistyczna Republika Wietnamu, w oryginale: Cộng hòa xã hội chủ nghĩa Việt Nam. Cóż... Zapytam tylko: jak Pan sobie radzi z tamtejszym językiem? Różnica pomiędzy językami zachodnimi a językami Azji to przede wszystkim tonalność. Zdecydowana większość słów to pojedyncze sylaby, ale wymawiane w zależności od znaczenia z różną intonacją. My, Europejczycy, jesteśmy „głusi” pod tym względem. Na początku trudno rozróżnić i pojąć tony. A potem jest jeszcze trudniej, jeśli chce się tego używać. O ile w chińskim mamy 4 tony, to w wietnamskim 6... Oprócz tego niektóre rzeczy wymawia się w taki sposób, że boję się złapać kontuzję języka. Ja jestem na poziomie „cześć, daj ciepła herbata”. Na szczęście na co dzień pracuję w otoczeniu anglojęzycznym. Powoli chłonę i zaczynam rozumieć niuanse i żarty, ale wciąż nie palę się do wnikliwego studiowania. Ile razy był Pan wcześniej w Azji, nim został tam na dobre? Dwa razy. Pierwszy raz wspomniany Hongkong, Chiny i Wietnam, drugi raz - Wietnam i Kambodża. Teraz, za trzecim razem, już tu zostałem. To duża odwaga, żeby kupować bilet w jedną stronę. Nie było obaw? Być musiały. To wyłącznie kwestia rozumienia istoty podejmowania decyzji i istoty samych decyzji. Tak mi się wydaje. Po pierwsze nie ma znaczenia, jaką decyzję się podejmie, ważne jest tylko, że podejmując ją, bierze się na siebie wszelkie jej skutki, odpowiedzialność. Drugą rzeczą jest fakt istoty decyzji – przecież nie obcinam sobie głowy. Jeśli się nie uda, wrócę na tarczy do znajomej mi kultury i będę robić mniej więcej to, co wcześniej. Mamy samoloty, które latają w obu kierunkach. Obawy związane były z tym, co tracę. Sztuka dokonywania wyboru jest umiejętnością tracenia – tracenia tej drugiej opcji. Zostawiłem tu pracę, czego nie żałuję, ale też ludzi, których kocham. To było najtrudniejsze. Postawił Pan na Hanoi, bo zwykle stolica równa się największym możliwościom? Postawiłem na Hanoi, bo tu dają najlepszą na świecie zupę. (śmiech) W Wietnamie Hanoi to wprawdzie stolica, ale nie jest to centrum biznesu. Tu jest kultura, nauka, administracja państwowa i wszystko, co wokół tego. Robi się tu interesy na poziomie minimum krajowym albo po prostu obsługuje się obywateli, na przykład sprzedając zupę. Biznes w Wietnamie to Sajgon. W Hanoi Polacy (nie licząc polskiej ambasady) to mniej niż dziesięć osób. W Sajgonie jest ich minimum setka. Biznes. Stolica kraju to znakomity punkt wyjściowy. Znakomity i drogi. Na początku, po zderzeniu teorii z praktyką pojawił się szok cenowy? Jakkolwiek rozumiany. Tak. Cokolwiek sobie wyobrazimy, będzie zupełnie inaczej. W naszych stereotypach Wietnam to bieda, chatki, ewentualnie tandeta i „kuciak w 5 smakach”. Tymczasem porównując wartość netto przeciętnego mieszkańca Hanoi z przeciętnym mieszkańcem Warszaw,y okazuje się, że biedniejszy jest ten ostatni… "Tutaj nie działa CV ani ewentualny profesjonalizm. Tutaj liczy się to, kogo znasz." / Praktycznie nie ma tu instytucji kredytu. Nieruchomości są droższe niż w Polsce. Wprawdzie ludzie mniej zarabiają, ale o wiele więcej oszczędzają, przez co mają zdecydowanie wyższą siłę nabywczą. Każdy motor, który widzimy na ulicach Hanoi jest kupiony za gotówkę: od do USD. Każdy samochód jest co najmniej dwukrotnie droższy niż w Polsce (zaporowe cła rządu świadomego fatalnej infrastruktury, dla której większa ilość aut byłaby katastrofą). Mieszkania i domy – za gotówkę. Każdy ma oszczędności. Pieniądze cyrkulują w ramach rodzin. Do tego niskie podatki, praktycznie brak czynszów, niewiarygodna zdolność do przetrwania i stąd te wszystkie miliony sklepików w mieście. Bezrobocie tutaj to abstrakcja. Nie masz zatrudnienia? Idziesz na targ, kupujesz w hurcie 100 par kapci i łazisz z tym po mieście, aż sprzedasz. Z drugiej strony duża rotacja pracowników wpływa na jakość obsługi. To często frustruje. Tutaj wszystko jest kupione za pieniądze, które już zostały zarobione i odłożone. Tak, to mnie zszokowało. To teraz bardziej technicznie – jak Pan sobie to wszystko zorganizował – mieszkanie, pracę – żeby w miarę łagodnie wylądować w tej szokującej wietnamskiej rzeczywistości? Jakich formalności trzeba było dopełnić jeszcze w Polsce wiedząc, że zostanie w Wietnamie na dłużej? Wiza, ubezpieczenie i zdrowie. Reszta to mozolna praca. Na początku znalazłem pokój do wynajęcia per internet, w rodzinie wietnamskiej (wielojęzycznej, dziadek - dziennikarz, mama - pracownik uniwersytetu, córka studiująca na dwóch kierunkach). Wspaniali ludzie, czułem się jak w domu. Ubezpieczenie w dobrej firmie, warto zapłacić więcej, polecam firmy prawdziwie międzynarodowe z przedstawicielstwem w Azji, z listą potwierdzonych szpitali itp. 2011 to w Wietnamie Rok Kota / thetaXstock Przed wyjazdem warto się zaszczepić na żółtaczkę, ale prywatnie nie polecam zbytniej przesady. Wielu turystów przyjeżdża tu, łykając antybiotyki i tabletki antymalaryczne, przez co są permanentnie niewyspani, przemęczeni i osłabieni. Sam wprawdzie wożę duża apteczkę, w której mam strzykawki, szwy, wypełnienia dentystyczne itp., ale uważam, że istotniejsza jest świadomość tego, co jest naprawdę niebezpieczne, niż bezmyślne szprycowanie się wszelkimi szczepionkami typu szczepionka przeciw japońskiemu zapaleniu mózgu. Z pracą było trudniej. Tutaj nie działa CV ani ewentualny “profesjonalizm”. Tutaj liczy się to, kogo znasz. Na początku nie znałem nikogo. Minął rok, zajmuję się zarządzaniem projektowym, pracuję w firmie wietnamskiej z pierwszej dziesiątki biur architektonicznych w tej części Azji, zajmuję się tym, na czym się znam, cieszę się wstając do pracy każdego ranka. Rok na to pracowałem. Dziś, po tym roku, co by Pan zmienił w całej akcji przygotowawczej? Trudno mi to oceniać z perspektywy roku, to wciąż ruchomy grunt. Osiąść gdzieś, zapuścić korzenie to kwestia bardziej dekady niż roku. Oczywiście widzę, że błędem było to, jak szukałem pracy, ale z drugiej strony trudno zbudować networking życzliwych ci osób za pomocą internetu. Serwisy społecznościowe to w mojej opinii zabawki dla aspirujących. Nikt nie zaufa na podstawie profilu w sieci. Wpływowi ludzie nie używają tych narzędzi służbowo. Tak więc, gdybym wiedział to, co wiem teraz, to od razu zapukałbym do właściwych drzwi. Ale że wiedzieć nie mógłbym, to pewnie zrobiłbym to samo, co zrobiłem, może tylko trochę efektywniej – uczymy się całe życie. Wiem, że jest Pan przeciwnikiem porównywania Azji do Europy. Tyle tylko, że poprzez odniesienia łatwiej czasami zrozumieć to, co zupełnie nieznane. Faktycznie, żyje się Panu w Wietnamie tak totalnie inaczej? Tak, ma Pani rację, odniesienia to nasze jedyne narzędzie zrozumienia odmienności. Ale z drugiej strony jego niedoskonałość polega na tym, że porównując, opieramy się na znanym nam systemie wartości, a tu przecież właśnie o przewartościowanie chodzi. "Nie masz zatrudnienia? Idziesz na targ, kupujesz w hurcie 100 par kapci i łazisz z tym po mieście, aż sprzedasz." / Weźmy na przykład kolację. Tutaj to nie jedzenie, a krąg znajomych spotykających się przy garze z gotującym się rosołem. Cała ceremonia to gotowanie różnych różności. I wzajemne obdarowywanie się nimi. Czyli nie jemy, a budujemy relację. To się nazywa kolacja. Sama struktura języka i kultura Azji też ma znaczenie. Semantyka tego co i jak się tu mówi jest inna, niż to co my wiemy i znamy. Jeśli ktoś mówi “tak”, to wcale nie oznacza zgody. Nauczyłem się jak na razie jednego: porównania są dobre, jeśli istnieje wspólny mianownik. Tutaj go nie ma. Stąd frustracja turystów domagających się znanych im standardów. Przeciętnemu Polakowi Wietnam kojarzy się ze Stadionem Dziesięciolecia. Tymczasem tamtejsza gospodarka wykracza poza stadionową ofertę, ba, zdaniem niektórych wyrasta na potęgę. Zwykli mieszkańcy gotowi potwierdzić tę opinię zagranicznych inwestorów? Przeciętny Polak i jego pies mają przeciętnie trzy nogi... Wspomniałem o kwestii bogactwa i majętności wcześniej, ale spróbujmy może bardziej na przykładzie. Gdyby porównać przeciętną (z tej samej klasy średniej) rodzinę Pana Truonga z Hanoi i Pana Kowalskiego z Tarchomina w Warszawie, to wygląda to tak: Pan Truong - oszczędności 30 tys. USD, dom za 340 tys. (wartość rynkowa), 3 motory średnio po 3 tys. każdy, córka na studiach w Nowej Zelandii, miesięczne wydatki pochłaniają około 60% zarobków. Pan Kowalski - oszczędności 2 tys. USD na czarną godzinę, dom na 26-letni kredyt do spłacenia (własność banku), pomijam wartość rynkową, która w międzyczasie spadła, samochód 6 tys. na kredyt do spłacenia w 4 lata, córka w podstawówce na Tarchominie, dodatkowe zajęcia z języka angielskiego, brak ciekawych (jakichkolwiek) perspektyw emerytalnych (a jeśli zostanie kilka rat za dom do spłacenia?), wydatki miesięczne to 100% dochodów... balansując na linii spirali zadłużenia i wiecznego stresu. "Każdy motor, który widzimy na ulicach Hanoi jest kupiony za gotówkę" / fot. Mateusz Kotowski Córka Pana Truonga zaopiekuje się rodzicami, kiedy będą starzy, dostanie dom, oszczędności, będzie znała dwa języki (mandaryński i angielski), wyjdzie za mąż wyłącznie za osobę z co najmniej porównywalnym posagiem. Córka Pana Kowalskiego dostanie pracę w urzędzie miasta, nie będzie używać języka obcego, weźmie kredyt i wyjdzie za mąż za naczelnika gminy, z którym zamieszka w domu za kredyt na 30 lat...mieszkanie po rodzicach wolne od hipoteki odziedziczą dopiero wnuki... Ekonomia to również stan umysłu i zasady społeczne. W Stanach, kraju superkapitalistycznym, strata prywatnego banku pokrywana jest z pieniędzy podatników (tzw. bailout). Taki trochę socjalizm… W Wietnamie, kraju socjalistycznym, masz dokładnie tyle, ile zarobisz, wygenerujesz, odłożysz. Państwo ci tego nie zabiera. Taki trochę kapitalizm… Wyczytałem w jakimś raporcie PricewaterhouseCoopers, że Hanoi to najdynamiczniej rozwijające się miasto na świecie (w odniesieniu do PKB). Nie wiem, czy tak faktycznie jest, ale rozwój widać i to bardzo. Nowe dzielnice biznesowe powstają tu szybciej niż budynki w Polsce, nie wspominając o autostradach. Owszem, infrastruktura jest absolutnie niedopasowana do rosnących w tym tempie potrzeb, ale ze spokojem patrzę w przyszłość tego regionu - jeśli będzie to naprawdę potrzebne, to coś wymyślą, a potem natychmiast to zrobią. Skoro już jesteśmy przy inwestycjach i interesach - jak silna dalekowschodnia kultura i tradycja objawia się w korporacyjnych zwyczajach i biznesie? Rozmów tutaj nie prowadzi się w znanym nam zwyczaju: „Dzień dobry, robię to i tamto, to moja oferta, proponuję tyle i tyle, proszę zadzwonić, do widzenia”. Tutaj interesy zaczyna się od wprowadzenia, które wyjaśnia, na ile jest to zaufana osoba. Potem rozmowy dotyczą wszystkiego, ale nie istoty biznesu. Rozmawia się tu o rodzinie, kraju, pieniądzach, ludziach itp. Po jakimś czasie zaproszenie na karaoke czy do domu, co oznacza wyróżnienie i wtedy pod koniec można wspomnieć o możliwości robienia wspólnych interesów. Nie rozumieją tego Europejczycy, którzy wpadają jak grom do biura i chcą od razu oferować. Jeżeli nie wiem, jak się śmiejesz, co robi twoja siostra i jeśli nie byłeś u mnie w domu, to nie ma interesów. Inna jest też forma komunikacji. Dla nas bardziej chaotyczna, ale zdecydowanie pełniejsza w szczegóły i niuanse… Nie polecam przyjazdu z biegu, żeby wejść na tutejszy rynek. Polecam zaznajomienie się z kulturą. A jak to w ogóle jest z pracowitością u Wietnamczyków? Ludzie są tu pracowici. Chociaż poprawka: kobiety są pracowite, od rana do wieczora na etacie, wieczorem zajmują się domem, gotują, sprzątają, opiekują się dziećmi. Mężczyźni? Cóż... Spora ich część siedzi całymi dniami na ulicy, pijąc zieloną herbatę, paląc i jeżdżąc na motorkach. W azjatyckim niebie twoja żona jest Wietnamką, w azjatyckim piekle masz męża Wietnamczyka. Fakt, to generalizm, bo elitę kraju stanowią jednak mimo wszystko mężczyźni, ale to relatywnie niewielka grupa. Uderza hierarchiczność patriarchalna, naleciała z kultury chińskiej. W chińskim alfabecie znak, który przedstawia człowieka i mężczyznę jest taki sam: dwie kreski symbolizują stojącą postać. Znak, który oznacza kobietę jest podobny do Z: oznacza postać, która zbiera ryż lub klęczy przed mężczyzną... ale to się powoli zmienia. Taki układ najdłużej pozostanie pewnie w miejscach podobnych do Sa Pa. To podobno takie wietnamskie Zakopane, z zapierającymi dech górskimi widokami na pola ryżowe i mieszkańcami w ludowych strojach. Ale inna część kraju chyba przyłączyła się już do biegu po amerykański styl życia? Tak, daje się to zaobserwować. Podejrzewam, że iPhone’ów w Wietnamie jest kilka razy więcej niż w Polsce i to nie tylko ze względu na liczbę ludności. Marka osiąga tutaj rangę kultu… Czy Wietnamczycy, zdaniem Pana, dadzą się łatwo skusić na zachodni styl życia? I tak, i nie. Zeklektyzują – wezmą, co będzie OK, resztę zignorują. Połączą ichnią tradycję z tym co praktyczne. To jak z kuchnią francuską, która przybyła do Wietnamu - mamy bagietki, pate, ale to tylko jeden z elementów kuchni. Ten eklektyzm rządzi w każdej sferze życia czy niektóre dążenia Wietnamczyków są tradycyjne i od lat niezmienne? Trudno mi wejść w umysł Wietnamczyka, mogę tylko powiedzieć, o czym mówią, że marzą. Nihil novi - samochód, dużo pieniędzy, rodzina, jeszcze więcej pieniędzy, nowszy iPhone. Ale co ciekawe – także ślub i dobra, tradycyjna żona, mąż. Zaznał Pan już w Wietnamie smaków, kolorów, obrazów. Czego jeszcze nie zdążył? Gdybym wiedział, czego nie zaznałem, to bym pewnie właśnie tego zaznawał. (śmiech) Rok to mało, żeby dobrze poznać kraj. Ale wystarczy, żeby doświadczyć wszystkich ważniejszych aspektów kulturowych. Religii, polityki, ekonomii, roli rodziny, stylu życia, subkultury, codziennych zwyczajów. Problem polega na tym, że ja wciąż tkwię w zawieszeniu pomiędzy światem turystów, którzy są tu tylko na chwilę i oglądają wersję demo a mieszkańcem, który ma tu dom. Nie będę nigdy w pełni częścią tej społeczności, ze względu chociażby na kolor skóry, ale mogę się faktycznie nieskończenie zbliżać do zrozumienia istoty tej rzeczywistości. Czego sobie szczerze życzę. Dziękuję za
Witam, mam 2 pytania: czy komornik może przyjść bez zapowiedzi i uprzedzenia do mieszkania dłużnika? i czy komornik może wejść do mieszkania pod nieobecność dłużnika? dostałam dziś pismo od komornika, że wierzyciel wytoczył przeciwko mnie wniosek o egzekucję komorniczą. Od wielu lat mieszkam u przyjaciela, wszędzie podaję ten adres, pod którym obecnie przebywam, jednak nieruchomość (mieszkanie) nie jest moją własnością, jak zareaguje na to komornik? czego mogę się spodziewać i jak postępować, kiedy komornik będzie chciał wejść nie do mojego mieszkania? Czy i kiedy komornik przychodzi do domu?Egzekucja z ruchomości krok po krokuKiedy komornik przyjdzie do domu/mieszkania?W jakich godzinach komornik ma prawo wykonywać czynności urzędowe?Skarga na czynności komornika – wzór Czy i kiedy komornik przychodzi do domu? Jest to jedno z częściej zadawanych przez dłużników pytań, niestety strach i obawy przed wizytą komornika w mieszkaniu czy domu, wydają się uzasadnione… ponieważ komornik często zajmuje wartościowe przedmioty (sprzęt AGD i RTV), sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, kiedy dłużnik jedynie zamieszkuje pod danym adresem. Aby zrozumieć, jak działa i jak przebiega egzekucja z ruchomości, postaram się przybliżyć Ci mechanizm działania tego sposobu na egzekwowanie od dłużnika należności. Egzekucja z ruchomości krok po kroku Wielu dłużników uważa, że komornik, otrzymując od wierzyciela wniosek o wszczęcie egzekucji, rzuca wszystko i pędzi do Ciebie, aby jak najszybciej zająć sprzęty gospodarstwa domowego z Twojego mieszkania. …to nie tak Komornik nie ma czasu na takie spontaniczne wycieczki do miejsca zamieszkania dłużnika, dlatego komornik, zanim Cię odwiedzi, bardzo często zaprasza Cię do siebie, aby nawiązać z Tobą pierwszy kontakt i wypracować z Tobą jakieś warunki spłaty zadłużenia. Wizyta komornika w domu czy mieszkaniu to naprawdę ostateczność i dochodzi do niej, kiedy unikasz kontaktu z komornikiem, a sam komornik nie ma innych możliwości, aby ściągnąć od Ciebie należności. Kiedy komornik przyjdzie do domu/mieszkania? Wizyta komornika jest niemal pewna, jeśli nie pracujesz, nie masz żadnych innych dochodów, nie masz na siebie samochodu i dodatkowo nie reagujesz na pisma i wezwania komornika. Wtedy komornik, widząc, że znalazł się w sytuacji uniemożliwiającej mu przeprowadzenie egzekucji komorniczej, podejmuje decyzję, że czas na osobistą wizytę u dłużnika, w miejscu jego zamieszkania. Kolejna rzecz skłaniająca komornika do złożenia dłużnikowi wizyty to oczekiwania wierzyciela, który przecież zapłacił komornikowi zaliczkę na poczet toczącej się egzekucji komorniczej, i jak wiadomo, wierzyciel też oczekuje jakichś efektów pracy komornika… Jak więc widzisz, odwiedzanie przez komornika dłużnika w miejscu jego zamieszkania to raczej konieczność i obowiązek komornika. Komornik nie ma prawa umorzyć postępowania egzekucyjnego, mówiąc wierzycielowi: Jan Kowalski nie ma żadnych dochodów, nie ma nawet zarejestrowanego na siebie samochodu, nie ma żadnych świadczeń, które mógłbym mu zająć, w systemie OGNIVO nie znalazłem żadnych kont bankowych Kowalskiego… …nie mogę zrobić nic, muszę umorzyć egzekucję przeciwko Kowalskiemu, sorry. A wierzyciel na to: Panie komorniku, a odwiedził Pan Kowalskiego w jego domu? mieszkaniu? czy zostały podjęte jakieś działania terenowe? na co ja wpłaciłem tę zaliczkę na poczet egzekucji komorniczej? Jak widzisz, prowadzenie egzekucji przez komornika zza biurka kancelarii komorniczej nie zawsze jest możliwe, komornik po prostu musi czasami ruszyć swoje cztery litery i pofatygować się do dłużnika, jeśli ten nie daje znaku życia o sobie. Odpowiadając na pytanie: czy komornik może przyjść do domu/mieszkania dłużnika? oczywiście, że tak, jednak wizyta ta uzależniona jest od postępowania samego dłużnika. Jeśli dłużnik będzie zupełnie ignorował korespondencję od komornika, to wizyta komornika w miejscu zamieszkania dłużnika będzie niemal pewna… Pytasz też, czy komornik może przyjść do dłużnika bez zapowiedzi i uprzedzenia i czy komornik może wejść do lokalu dłużnika, którego dłużnik nie jest właścicielem, odpowiedź na oba pytania brzmi: TAK. Komornik może przyjść do lokalu, w którym mieszka dłużnik bez uprzedzenia i zapowiedzi, komornik ma także prawo by wejść do lokalu, w którym zamieszkuje dłużnik, ale nie jest jego właścicielem. W jakich godzinach komornik ma prawo wykonywać czynności urzędowe? Komornik może wykonywać czynności urzędowe w dniach od poniedziałku do soboty, w godzinach od 7 do 21. Jeśli komornik zacznie swoje czynności przed 21-wszą, to nie musi ich przerywać, jeśli miałoby to utrudnić w jakiś sposób tę egzekucję komorniczą. Warto jeszcze wspomnieć, że komornik może wykonywać czynności urzędowe w dni wolne od pracy, a także w porze nocnej, ale wtedy zgodę na to musi wyrazić prezes sądu rejonowego. Skarga na czynności komornika – wzór Skarga na czynności komornika – wzór Artykuły, które musisz przeczytać: Co może komornik a czego [NIE MOŻE] Co komornik MOŻE, a czego NIE może?! [20] pytań i odpowiedzi Czy komornik może? [ZOBACZ] jak bronić się przed egzekucją Czy komornik może… 20 najczęstszych pytań, które zadają dłużnicy! Co może KOMORNIK i jakie ma uprawnienia? UZBRÓJ się w WIEDZĘ Oceń mój artykuł: (No Ratings Yet)Loading...
BaKo Użytkownik Posty: 38 Rejestracja: 22 lip 2009, o 23:22 Płeć: Mężczyzna Lokalizacja: Bartoszyce Podziękował: 7 razy Pan kowalski Pan kowalski chciał wykupić ubezpieczenie swojego samochodu. Porównał oferty dwóch towarzystw ubezpieczeniowych: Towarzystwo A: zniżka za bezszkodową jazde: 40%; zwyżka za wiek samochodu: 30% Towarzystwo B: zniżka za bezszkodową jazde: 30%, zwyżka za wiek samochodu: 20% Podstawowa stawka ubezpieczeniowa w oby towarzystwach była taka sama. Oblicz, jaki procent stawki podstawowej musiałby zapłacić pan Kowalski wykupując polisę w towarzystwie A, a jaki - wykupując polisę w towarzystwie B, jeśli miałby zniżkę za bezszkodową jazdę i zwyżkę za wiek posiadanego samochodu. Wskaż korzystniejszą ofertę dla pana Kowalskiego. Nie moge ułozyć równania wyjsciowego ;/.. Prosiłbym o wskazówkę jak to zrobić. kaszubki Użytkownik Posty: 867 Rejestracja: 12 kwie 2008, o 13:35 Płeć: Mężczyzna Podziękował: 6 razy Pomógł: 78 razy Pan kowalski Post autor: kaszubki » 30 lip 2009, o 10:40 Jeżeli zniżka o np. 40% oznacza 60% ceny, a zwyżka o 20% oznacza 120% ceny, to: \(\displaystyle{ A= \frac{60}{100}* \frac{130}{100} = \frac{78}{100}}\), natomiast \(\displaystyle{ B= \frac{70}{100}* \frac{120}{100} = \frac{84}{100}}\). Więc panu Kowalskiemu bardziej opłaca się oferta A.
Wojciech Boczoń2018-12-21 06:00analityk 06:00/ MSWW internecie bez większego trudu można zakupić tzw. dowód „kolekcjonerski”. Ponieważ nie różni się on niczym od oryginału, chętnie z takich „dokumentów” korzystają oszuści. Napisała do nas jedna z czytelniczek, która chce podzielić się swoją historią o tym, jak straciła mieszkanie przez dowód kolekcjonerski. Temat dowodów kolekcjonerskich poruszaliśmy na łamach wielokrotnie (zobacz tekst: "W internecie kwitnie handel fałszywymi dowodami osobistymi"). Tego typu dokumenty można legalnie nabyć w kilku firmach ogłaszających się w internecie. Ceny wynoszą od 300 do 700 zł. Producenci reklamują je jako „doskonałe kopie oryginałów” i zapewniają, że „wzory dokumentów są robione 1:1 na podstawie oryginalnych dokumentów”. Mają hologram, nadruk UV, mikrodruk oraz farbę OVI jak w oryginale. Taki sam wymiar i ten sam rodzaj plastiku. Na dokument można nanieść dowolne dane. Producenci polecają je jako doskonały pomysł na prezent lub niebanalną pamiątkę. Tyle teorii. W praktyce nie brakuje oszustów, którzy wydając 700 zł na „zabawny gadżet”, liczą na znacznie większy zwrot z inwestycji. Sprzedam tanio mieszkanie, byle szybko Napisała do nas pani Anna (imię zmienione), która chce podzielić się historią o tym, jak została oszukana przez osobę posługującą się takim dowodem. Pani Anna ma firmę zajmującą się obrotem nieruchomościami. Kilka tygodni temu odebrała telefon od osoby, która chciała sprzedać mieszkanie. Ponieważ cena była okazyjna, a lokalizacja bardzo dobra, pani Anna zdecydowała się spotkać z potencjalnym kontrahentem. Ceny mieszkań w Polsce [wykresy] – Powiedział, że ma do zrobienia biznes życia i musi szybko upłynnić kawalerkę w bardzo atrakcyjnej cenie – mówi oszukana. – Twierdził, że klient mu się wycofał, a czas go goni i musi sprzedać mieszkanie do końca tygodnia. Umówiliśmy notariusza i kupiliśmy mieszkanie – dodaje. Wszystko poszło bez większych problemów. Klient podpisał protokół zdawczo-odbiorczy oraz przekazał klucze. Z powodu pilnego wyjazdu poprosił o dwa tygodnie na organizację wywozu mebli oraz rzeczy osobistych. – Przepisaliśmy liczniki. Czekaliśmy 2 tygodnie z wejściem do mieszkania. Klient się już nie odezwał, więc wystawiliśmy mieszkanie na sprzedaż – mówi pani Anna. Pierwsze oszustwo z dowodem kolekcjonerskim Zaczęli przychodzić potencjalni nabywcy i oglądać wystawione mieszkanie. Za którymś razem do pani Anny zadzwonił pracownik firmy i powiedział, że w mieszkaniu jest mężczyzna, który twierdzi, że jest właścicielem mieszkania. – Wysłałam mu skan aktu notarialnego, a pan wylegitymował się dowodem osobistym. Okazało się, że dane w akcie notarialnym były identyczne jak w dowodzie, nie zgadzała się tylko osoba, bo to nie był ten pan, który podpisywał akt notarialny – mówi pani Anna. Jak się okazało, właściciel wynajął mieszkanie na kilka tygodni oszustowi, który się pod niego podszył. Złodziej wyrobił dowód osobisty na podstawie danych z umowy, pozyskał numer księgi wieczystej oraz dokumenty z urzędu niezbędne do sprzedaży. Podrobił zaświadczenie z administracji o braku zaległości w czynszu, założył konto w banku i wyłudził prawie 300 tys. zł. Prawda wyszła na jaw tylko dlatego, że właściciel mieszkania, przebywający od dłuższego czasu w innym województwie, przyjechał na rodzinną imprezę i przy okazji przyszedł sprawdzić, czy z wynajmowanym mieszkaniem wszystko w porządku. Zrobił się podejrzliwy, bo stracił kontakt z najemcą. Traf chciał, że w tym samym czasie do mieszkania przyszedł pracownik firmy zajmującej się obrotem nieruchomościami z potencjalnym klientem. – Gdyby nie to spotkanie, być może właściciel, który mieszka w Bieszczadach, dowiedziałby się o tym, że już nie jest właścicielem po sprzedaży przez nas mieszkania kolejnemu klientowi – mówi pani Anna. Drugie oszustwo z dowodem kolekcjonerskim Sprawa trafiła do prokuratury. Jak się później okazało, umowa najmu z właścicielem mieszkania też została podpisana na dowód kolekcjonerski z danymi innej osoby, która rzeczywiście istnieje. Oszust pozyskał skądś dane i wyrobił duplikat dowodu. – W naszym kraju za podrobienie 100 zł idzie się do więzienia, a za kradzież 300 tys. przy użyciu podrobionego dowodu zostaje się bezkarnym – mówi rozżalona pani Anna. Sprawa jest w toku. Jak to możliwe, że sprzedaż dowodów kolekcjonerskich jest legalną działalnością? Wszystko rozbija się o kruczki w przepisach. Osobie, która podrabia dokument należy udowodnić, że robi to z zamiarem popełnienia przestępstwa. Należy udowodnić sprzedawcy, że dowód ma służyć przestępstwu – Nie może stanowić przestępstwa zachowanie sprawcy, który podrabia lub przerabia dokument w celu innym niż wskazany w ustawie – tłumaczy Dawid Marciniak z biura prasowego Komendy Głównej Policji. – W omawianym przypadku oferent wyraźnie deklaruje, że produkowany przedmiot nie jest dokumentem i nie wolno go używać jako autentycznego. Brak jest zatem w obecnym stanie prawnym podstaw do ogłoszenia osobom produkującym takie przedmioty zarzutu fałszerstwa, jeśli czynność ogranicza się do naniesienia na nośnik informacji przekazanych przez klienta – mówi. Ekspert zwraca uwagę, że problematyczne jest również postawienie producentowi zarzutu pomocnictwa w przestępstwie. W takiej sytuacji konieczne byłoby wskazanie konkretnego przestępstwa, które pomocnik miał ułatwić. – Należałoby wykazać w toku postępowania, że wytwórca takiego „dokumentu” wykonuje go w zamiarze (bezpośrednim lub ewentualnym) popełnienia konkretnego przestępstwa . W ocenie Biura Kryminalnego KGP przy ujawnieniu posłużenia się takim „dowodem osobistym” jako autentycznym w toku postępowania należy również ustalić rolę wystawcy „dokumentu kolekcjonerskiego” celem potwierdzenia lub wykluczenia jego współsprawstwa lub pomocnictwa w popełnieniu przestępstwa – tłumaczy Marciniak. Problem dowodów kolekcjonerskich wkrótce zostanie jednak rozwiązany. W Sejmie prowadzone są prace nad ustawą zakazującą wytwarzania dokumentów, które można uznać za prawdziwe. „Kolekcjonerzy” nadal będą mogli kupować podróbki, ale oferenci będą musieli je produkować w innych rozmiarach niż oryginały. Obserwuj @wboczonŹródło:
Pytanie: Bardzo proszę o udzielenie rady w mojej sprawie. Podpisałam umowę przedwstępną na zakup lokalu od pani Kowalskiej. W tym samym dniu Pani Kowalska otrzymała w akcie darowizny lokal od swojego syna Pana Kowalskiego. Po 2 tygodniach w dziale III księgi wieczystej pojawia się wpis egzekucyjny na Pana Kowalskiego. Następnie parę dni później Pani Kowalska wnosi do III działu księgi wieczystej wpis o wykreślenie wpisu komorniczego. Moje pytanie jest takie: czy pani Kowalska jest zobowiązana do tego by spłacić dług jej syna jeśli otrzymała lokal od syna czy komornik może zająć nieruchomość kiedy należy on już do Pana Kowalskiego? Boję się że kupię lokal z komornikiem, nawet gdy księga wieczysta będzie czysta w dniu zawarcia umowy przyrzeczonej, a po kilku dniach pojawi się wpis komorniczy na Pana Kowalskiego. Widzę teraz, że Pan Kowalski darując matce lokal, chciał zabezpieczyć lokal przed komornikiem, ale faktycznie uratował? Przeczytaj też: Darowizna przed powstaniem długu a skarga pauliańska Odpowiedź: Przejście własności nieruchomości na obdarowanego następuje z chwilą podpisania umowy darowizny oczywiście w formie aktu notarialnego. Można znaleźć opinie według których przejście własności następuje dopiero z chwilą dokonania zmiany właściciela w księdze wieczystej, ale jest to nieprawda, bowiem wpis w księdze wieczystej ma charakter deklaratoryjny; wiąże się z tym ryzyko zostania oszukanym w wyniku podwójnej sprzedaży nieruchomości ale to uwaga tylko na marginesie. Jednak ja piszę Pani o tym dlatego, że w takim razie należy przyjąć, iż wniosek obdarowanej pani Kowalskiej o wykreślenie w księdze wieczystej wzmianki o wszczęciu egzekucji, zostanie uwzględniony. W takiej sytuacji bezpośrednio Pani Kowalska nie będzie odpowiadać za długi darczyńcy czyli jej syna – pana Kowalskiego, gdyż ona dłużnikiem nie jest. Jednakże istnieje tzw. skarga pauliańska i ta instytucja umożliwia wierzycielowi (jeżeli darowizna nieruchomości uniemożliwiła wyegzekwowanie jego należności) wystąpienie do sądu z wnioskiem o uznanie darowizny za bezskuteczną w stosunku do tegoż wierzyciela. Przyjmuje się, że jeżeli obdarowaną jest osoba z najbliższej rodziny dłużnika (a matka jest nią niewątpliwie), to wiedziała ona o rzeczywistym celu darowizny czyli że miała ona na celu uniemożliwienie zajęcia i zlicytowania nieruchomości. I to wystarczy do tego aby uzyskać uznanie sądowne bezskuteczności tej czynności prawnej czyli darowizny, względem wierzyciela – komornik będzie wtedy mógł prowadzić egzekucję z tej nieruchomości. Oczywiście skarga pauliańska jest inicjowana przez wierzyciela a nie z urzędu natomiast jest wysoce prawdopodobne iż komornik poinformuje wierzyciela o tym, że taka darowizna miała miejsce i zasugeruje mu to o czym napisałem wyżej. Przeczytaj też: Termin do wniesienia skargi pauliańskiej Jeżeli wierzyciel pana Kowalskiego wystąpi do sądu ze skargą pauliańską, to może w niej zawrzeć wniosek o zabezpieczenie roszczenia pauliańskiego poprzez uczynienie w księdze wieczystej zakazu zbycia tej nieruchomości i jeżeli takie zabezpieczenie zostanie dokonane (nie wiem czy sąd przychyliłby się do tego wniosku, moim zdaniem powinien ale w praktyce bywa powiedzmy, różnie…), to nie zawrze pani z panią Kowalską umowy kupna-sprzedaży. Teraz zastanówmy się, co może stać się, jeśli zabezpieczenie roszczenia pauliańskiego nie zostanie na czas dokonane tzn. pani Kowalska zdąży sprzedać Pani – przenieść na Panią własność nieruchomości. Wówczas Pani stanie się właścicielem nieruchomości w „czystej” księdze wieczystej sąd na Pani wniosek wpisze Panią jako właściciela – nabywcę. Przeczytaj też: Pierwszeństwo wierzyciela pauliańskiego Jednakże, zgodnie z art. 531 par. 2 Kodeksu cywilnego, wierzyciel pana Kowalskiego może skutecznie wystąpić ze skargą pauliańską także przeciwko osobie czwartej czyli przeciwko kolejnemu właścicielowi czyli przeciwko Pani jako nabywcy ale pod warunkiem że wiedziała Pani o okolicznościach uzasadniających uznanie czynności dłużnika za bezskuteczną. Czy w przedmiotowej sprawie sąd uznałby że wiedziała Pani (a wiemy, że wie Pani o tym), trudno mi powiedzieć. Bezpłatne porady: poczta@
pan kowalski chciał ubezpieczyć mieszkanie