pan paweł nie ma fal

"Nie Ma Fal" has reached 47.4M total views, 271.8K likes, and 0 dislikes on YouTube. The song has been submitted on 06/10/2018 and spent 124 weeks on the charts. The original name of the music video "Nie Ma Fal" is "DAWID PODSIADLO - NIE MA FAL (LYRIC VIDEO)". Watch the video for Nie ma fal from Dawid Podsiadło's Re: Małomiasteczkowy for free, and see the artwork, lyrics and similar artists. "Nie Ma Fal" ir dziesma, kas izpildīta vietnē poļu, kas izdota 06 2018k312018bSat, 06 Oct 2018 00:00:00 +03000000 2018 ierakstu izdevniecības oficiālajā kanālā - "DawidPodsiadloVEVO". Atklājiet ekskluzīvu informāciju par "Nie Ma Fal". Atrodiet Nie Ma Fal dziesmu vārdus, tulkojumus un dziesmas faktus. #pokemon #pokemontcg #pokemoncards #shorts #shiningfates Manaphy💻Sprzęt:-Sony ZV-1-Samsung Galaxy S21-Uchwyt selfie BASEUS SULR-0G-Mitoya Simple 55 cm-RODE Fal, nie ma fal Nie ma fal Nie ma fal Nie ma fal nowyswiat.online Sprawdźcie sami, czy Marianowi i Nadredaktorowi udało się dziś (jak co piątek) zapanować nad falami eteru. 狼 Ustawcie nonton film fifty shades of darker dalam bahasa indonesia. Poniżej: Oświadczenie organizatora FAŁ dt. występu p. Pawła Nastuli Pan Paweł Nastula opublikował swoje oświadczenie dt. występu na naszej gali, ewidentnie zarzucając nam brak profesjonalizmu i kiepski styl prowadzenia przez nas biznesu. Uderza to bezpośrednio w naszą organizację i fanów, dlatego chcemy odpowiedzieć na te zarzuty, aby fani MMA poznali wersję obu stron zanim zaczną kogokolwiek krytykować. Walkę Pawła Nastuli udało się zorganizować na FAŁ 1 i mimo problemów z rozmowami z jego managementem, udało się wszystko doprowadzić do końca. Również finansowo spełniliśmy wszystkie wymagania i byliśmy gotowi zrobić to ponownie. Problem zaczął się gdzie indziej. Paweł Nastula w swoim oświadczeniu pisze o przeciwnikach, których mu proponowaliśmy, jednak zapomniał wspomnieć, że z żadnym z nich nie chciał się zmierzyć. Management Mistrza Olimpijskiego nie wyraził zgody na walkę z Gluhovem, Kitą ani Rimkeviciusem, naciskając nas, abyśmy zgodzili się na dokonanie wyboru przeciwnika przez sztab managerski Nastuli. Niestety, ale po tym jaka krytyka posypała się na nas po walce z Masudą zdecydowaliśmy, że nie pozwolimy, aby po raz kolejny Nastula zawalczył z rywalem tak niskiej klasy, biorąc pod uwagę zadowolenie kibiców. Myśleliśmy, że jedna walka z rywalem, który legitymował się przed walką rekordem 2-8 wystarczy Pawłowi na tzw. odbudowanie się, a kolejne będzie toczył już z rywalami z wyższej półki. Zamiast tego dostawaliśmy propozycję zawodników klasy Masudy, które stanowczo odrzucaliśmy. Niestety, ale zakończyło się to wycofaniem Pawła Nastuli z rozmów z nami, mimo, że nadal byliśmy gotowi dotrzymać wszystkich warunków finansowych, naciskając jedynie na możliwość wyboru przeciwnika. Żałujemy jedynie, że podczas pierwszej edycji zgodziliśmy się na przeciwnika, którego wybrał sztab Nastuli, przez co nasza organizacja została skrytykowana, a sama walka nie dała żadnych emocji. Mamy nadzieje, że Paweł Nastula jeszcze zawalczy na polskich ringach, jednak liczymy na to, że Mistrz Olimpijski będzie walczył z innymi mistrzami, a jeśli zrobienie takiej walki uda się innej organizacji to będziemy im gratulować i kibicować. Na koniec chcielibyśmy sprostować komentarze o wykorzystywaniu przez nas wizerunku Nastuli na plakatach. Informujemy, że mieliśmy zezwolenie sztabu managerskiego i samego Pawła Nastuli na używaniu jego wizerunku w materiałach promocyjnych. Organizatorzy Fighters Arena Łódź Nie ma fal, ale morze pozostaje na swoim miejscu. U nas również bez zmian - wciąż najlepiej i najbardziej tanecznie. Podobne wydarzenia w każdy czwartek (do godz. 22:00 w każdy piątek (do godz. 21:30 - 4:00 Dyskoteka weselna w Gorzko Gorzko to: Oczepiny, wężyki, kółeczka, kankany i inne pociągi, a to wszystko przy akompaniamencie największych weselnych stroju formalnego, ubierz się tak jak Ci jasna nie zakładamy dresów, bojówek, itp. strojów, które zostawiamy sobie na inną Gorzko Sopot to klub, w którym w każdy Piątek i Sobotę odbywają się dyskoteki fotobudka, muzyka i zabawy weselne, przekąski oraz powitalny tylko część z atrakcji, których u nas doświadczycie. Informacja o biletach Bilet normalny 10 zł Wstęp: [18+] - wyłącznie za okazaniem dokumentu tożsamości 22:00-23:00 (Lista Fb) - wstęp wolny Pozostali - 10 PLN Karty klubowe Gorzko Gorzko - darmowy wstęp przez całą noc (jedna/uniwersalna karta do wszystkich naszych lokali). Paweł Gzyl Od lat z powodzeniem grywa w komediach romantycznych, a jego płyty pokrywają się kilkoma warstwami platyny. Jest ulubieńcem kinowej i muzycznej widowni. Teraz możemy Pawła Domagałę oglądać w... melodramacie. Z okazji premiery „Na chwilę, na zawsze” artysta opowiada nam jak łączy swoją pasję do muzyki i aktorstwa z życiem rodzinnym. - „Na chwilę, na zawsze” to dla pana wyjątkowy film, bo to pan zainicjował jego powstanie. Jak narodził się pomysł na tę historię? - Zgłosili się do mnie chłopaki z Orphan Studio, którzy chcieli coś ze mną zrobić. Zaczęliśmy się więc nad tym wspólnie zastanawiać. A mnie już od dawna chodził po głowie taki zapomniany gatunek, jakim jest melodramat. I uznaliśmy, że nie będziemy znowu szli w komedię romantyczną, tylko zrealizujemy coś odmiennego. Tak to się zaczęło. - Melodramat to rzadki gatunek w polskim kinie. Co się panu podoba w tej konwencji? - Po prostu lubię takie filmy. Postanowiliśmy więc odświeżyć tę formułę. I dosyć długo nad tym pracowaliśmy: od pierwszej rozmowy do powstania filmu zeszły aż trzy lata. Wszystko rodziło się powoli. Brakowało mi w polskim kinie produkcji, która nie dostosowywałyby się do prędkości świata, tylko tworzyłyby wolniejszą rzeczywistość. Żeby to widz przystosowywał się do tempa filmu i oddychał razem z nim, a nie odwrotnie. Od tego wszystko się zaczęło. - Nie tylko wystąpił pan w „Na chwilę, na zawsze” i nagrał dla filmu piosenki, ale również współtworzył scenariusz. Jak się pan odnalazł w tej nowej dla siebie roli? - Trzeba powiedzieć od razu, że nie pisałem go sam, tylko z dwoma koleżankami – Mirellą Zaradkiewicz i Magdą Wiśniewolską. To są zawodowe scenarzystki. Dlatego dobrze się czułem w tej roli. Pisanie okazało się bardzo przyjemne. Od kiedy zacząłem tworzyć muzykę, trudno mi się zredukować w pracy artystycznej tylko do roli odtwórcy, który nie ma na nic wpływu. Potem doszedł reżyser Piotr Trzaskalski i przenicował ten nasz tekst przez swoją osobowość, nadając mu poetycki walor. Dlatego „Na chwilę, na zawsze” to w sumie wypadkowa wielu wrażliwości. Aczkolwiek pierwotny pomysł był mój. - Film zagląda za kulisy polskiego show-biznesu. Pan funkcjonuje już w nim dwie dekady. Dużo własnych spostrzeżeń na temat tego świata zawarł pan w filmie? - Z moich obserwacji wynika, że prawda o show-biznesie nie jest zbyt interesująca. Żyjemy jakimś hollywoodzkim mitem, a w polskim wydaniu nie jest to jednak aż tak spektakularne, jak się wszystkim wydaje. To nie jest film dokumentalny i nie pokazujemy tu show-biznesu jeden do jednego. Nie wiem jak jest gdzie indziej, ale w Polsce wszystko jest bardzo przyziemne. Szczerze mówiąc show-biznes niewiele się różni od innych zawodów – i pewnie są w nim takie same problemy, jak u pana w redakcji. Ja lubię filmy, których akcja toczy się w hermetycznym środowisku. O strażakach czy o lekarzach. Bo każda taka społeczność jest odmienna. Fajnie się to ogląda. Dlatego zrobiliśmy coś podobnego. - Obraz muzycznego świata w filmie jest dosyć mroczny. Rzeczywiście jest aż tak źle? - Jest tak jak wszędzie. Wszystko zależy od człowieka i jego indywidualnych decyzji. W kolorowej prasie można poczytać sporo ciekawych rzeczy zarówno o muzykach, jak i o dziennikarzach. Dlatego daleki jestem od jakichkolwiek generalizacji. Że dane środowisko jest takie, że dany naród jest taki, że dane pokolenie jest takie. Nie zgadzam się z takim uogólnianiem. - Media dopatrują się w fabule „Na chwilę, na zawsze” odniesień do „Narodzin gwiazdy”. Rzeczywiście to była dla pana inspiracja? - To wymysł promotorów filmu. Zadziałały tu pewne mechanizmy, które mają zapewnić naszej produkcji klikalność. I ja muszę się na to zgodzić. Osobiście mnie to jednak bawi. „Polska odpowiedź na „Narodziny gwiazdy”. (śmiech) Nie przypominam sobie, żeby Lady Gaga i Bradley Cooper mówili: „Hej Domagała, to co nam teraz odpowiesz na nasz film?”. Nie było pytania, nie ma więc odpowiedzi. (śmiech) - Głównym bohaterem „Na teraz, na zawsze” jest piosenkarz. Ile w Borysie jest Pawła Domagały? - Starałem się, aby było jak najmniej. Oczywiście jest moja fizyczność, moja wrażliwość. No i moja muzyka. Od początku chcieliśmy bowiem, żeby w filmie zabrzmiały moje piosenki. Premiera „Na chwilę, na zawsze” miała się pokrywać z premierą mojej ostatniej płyty „Wracaj”, ale pandemia sprawiła, że to się jednak rozjechało. - Borys uciekł z show-biznesu. Pan ostatnio też mówił, że śpiewanie nie sprawia panu już takiej radości jak kiedyś. Myślał pan kiedyś, żeby już zejść ze sceny? - Raczej nie. Chodziło mi tu o to, by pamiętać o tym, dlaczego kiedyś zaczęło się to robić. Nie dać się zwieść pozorom, tylko pamiętać jakie było to pierwotne marzenie. Dlatego trochę wyhamowałem – ale nadal dawałem koncerty. Nie reklamowałem ich jednak specjalnie. Ja się wywodzę z kameralnego grania w małych klubach. Nie jestem przyzwyczajony do roli jakiegoś mesjasza, której pełnienia niektórzy ode mnie oczekują. Dlatego trochę się wycofuję, by nie ulec pokusie mędrkowania. - Postać Poli skojarzyła mi się z Ewą Farną przez wątek wypadku samochodowego. To dobry trop? - (śmiech) Ja nawet nie wiedziałem, że Ewa Farna miała wypadek. Nawet przez sekundę nie pomyślałem o niej. - Polę zagrała Martyna Byczkowska, która reprezentuje trochę młodsze pokolenie od pana. Jakie mieliście porozumienie? - Mieliśmy na planie dużo młodych aktorów. Castingi były bardzo długie i wybraliśmy wspólnie z reżyserem i producentami sporo zdolnych i młodych ludzi. Bardzo dużo się od nich nauczyłem i wziąłem. Przede wszystkim zapału i innego podejścia do zawodu. Oni nawet nie zdają sobie sprawy, jak dużo im zawdzięczam. Nie jestem jakoś bardzo dużo starszy od nich, ale oni są zdecydowanie bardziej świadomi i pewni swojej wartości. Dlatego przyjemnie się z nimi pracowało. Żyjemy w przeświadczeniu, że temu młodemu pokoleniu na niczym nie zależy, a to nieprawda – przynajmniej z moich obserwacji tak wynika. - Nie miał pan ochoty wyreżyserować „Na chwilę, na zawsze”? - Nie ukrywam, że myślę o reżyserii, ale na pewno w moim debiucie nie chciałbym sam grać, bo to za dużo rzeczy na głowie, którymi musiałbym się zająć. Poza tym, kiedy będę kręcił swój pierwszy film, to wolałbym, żeby to było za moje pieniądze, aby nikt obcy nie ryzykował swoimi funduszami. No i żebym miał pełną autonomię. - Dlaczego wybraliście na reżysera Piotra Trzaskalskiego? - On ma w sobie niezwykłą poezję. Tak mocno przefiltrował tę opowieść przez siebie, że można powiedzieć, iż jest to kino autorskie. Bardzo cenię Piotrka i lubię go prywatnie. Podoba mi się jego wrażliwość, spokojne postrzeganie świata, czułość w patrzeniu na człowieka i mądrość w traktowaniu relacji. Brak natarczywości w narzucaniu swoich opinii. - Udało się panu w pełni oddać swą opowieść w jego ręce? - Tak. Piotrek uważnie słucha. Dlatego spotykaliśmy się często przed zdjęciami i dużo rozmawialiśmy. Zresztą nadal to robimy. To ważna osoba w moim życiu. - Film ma pozytywne przesłanie: że zawsze jest czas na odkupienie swoich win. Podobnie jest z pana piosenkami. Lubi pan dawać odbiorcom nadzieję? - Lubię dostawać nadzieję i oddawać to, co dostałem. Oczywiście nie wszystko musi być cukierkowe. Cóż: życie jest trudne i pełne cierpienia, na które nie mamy wpływu. Ale możemy przynajmniej nie pogarszać sytuacji. Szczęście jest skutkiem dobrego życia, a nie odwrotnie. Dlatego w swojej sztuce chcę pokazywać ludziom, by nie skupiali się na poszukiwaniu szczęścia, tylko na dobrym życiu, bo wtedy szczęście samo przyjdzie. Wierzę też, że nawet najgorszy człowiek ma w sobie jakieś dobro. - Kiedyś powiedział pan w jednym z wywiadów, że od początku wiedział, że chce być aktorem i muzykiem. Jak to możliwe? - Tak sobie od zawsze wyobrażałem swoje życie. I dzisiaj nie byłbym w stanie zrezygnować ani z jednej, ani z drugiej aktywności. To tak jak z dziećmi – kiedy ma się dwójkę lub trójkę, to każde kocha się inaczej, ale tak samo mocno. I dla każdego trzeba się poświęcić. - Wychował się pan w Radomiu, który mocno dotknęły przemiany w Polsce po 1989 roku. Jaki wpływ miało na pana dorastanie w tym mieście? - Dzięki temu, że wychowywałem się w Radomiu w latach 90., miałem w swej klasie bardzo bogatych i bardzo biednych kolegów. I nie było między nami żadnych różnic. Ocierałem się o bogactwo i biedę, dlatego dosyć wcześnie poznałem życie z każdej strony. Dzięki temu potrafię dziś zrozumieć różnych ludzi. Obecnie każdy żyje w swojej „bańce”. Tymczasem w Radomiu w latach 90. na trzepaku był syn bezrobotnego i syn dyrektora Zakładów Tytoniowych. Nikt nie patrzył na jego status, tylko jakim jest człowiekiem. To najważniejsza lekcja, którą wyciągnąłem z dorastania w Radomiu. I jestem za to bardzo wdzięczny temu miastu. - Uczył się pan w liceum w klasie matematyczno-fizycznej. Skąd więc u pana artystyczne zainteresowania? - Już kiedy byłem w podstawówce, grałem na gitarze i brałem udział w olimpiadach matematycznych i fizycznych. Dla mnie to są pokrewne dziedziny. W jednej i drugiej zadajemy te same pytania, odpowiadamy tylko z różnych perspektyw. Ciekawość świata i człowieka jest podobna. I od tego się wszystko zaczyna. Z perspektywy czasu wydaje mi się jeszcze bardziej wyraźne, że nauki ścisłe uczą większej pokory wobec tego, co wiemy i co nam się wydaje. Dlatego jestem daleki od tego, by wydawać jakieś kategoryczne osądy. Bo wiem jak mało wiem. - Jak pan wspomina warszawską szkołę aktorską? - Miałam ogromne szczęście, że trafiłem na fantastyczny rok. Było nas wielu, ale szybko się zgraliśmy i bardzo się wspieraliśmy. Dzięki temu mieliśmy zdrowy dystans do tego wszystkiego już od początku. Jestem więc wdzięczny moim kolegom z roku, że byli mądrzy i fajni. - Pierwszy duży sukces odniósł pan nie w kinie, ale w teatrze w spektaklu „Exterminator”. Rola Marcysia była chyba idealnie skrojona pod pana talent i umiejętności? - Rzeczywiście. Przez pierwsze dziesięć lat kariery grałam w teatrze i to epizodyczne role. Bardzo dużo mnie to nauczyło. Zresztą podobnie jak Kabaret Na Końcu Świata, który był dla mnie wspaniałą lekcją improwizacji i scenicznej odwagi. Teatr był więc dla mnie bardzo ważny, bo to właśnie tam aktor najpełniej szkoli warsztat. Oczywiście są dobre i złe sztuki – jak wszystko. - Kino otwarło się na pana po sukcesie „Exterminatora”? - Faktycznie to był ogromny przełom. Do tej pory ludzie pytają się, kiedy będziemy grali ten spektakl. - Woli pan teatralną czy kinową wersję? - To są dwa różne światy. Oczywiście większy sentyment mam do wersji teatralnej. Bo była pierwsza. To też inna specyfika pracy. No i chłopaki, z którymi grałem. - Kiedyś powiedział pan w wywiadzie, że bliżej panu do komercyjnego niż do artystycznego kina. Z czego to wynika? - Z tego, co mi się podoba. Filmy, które miały na mnie największy wpływ, były mocno komercyjne. I dzisiaj jak mam pójść do kina, to też takie wybieram. Nie uważam, że komercja musi mieć złe konotacje. Pochodzę z małego miasta i nie miałem za młodu styczności z wielkim teatrem. Myśmy oglądali takie filmy jak „Top Gun”, „Braveheart” czy „Forrest Gump”. I to po kilkanaście razy. Jestem więc widzem popcornowym i mówię to z dumą. - Sam pan też grywa w takich filmach. Do tej pory były to głównie komedie. - Dużo trudniej jest „oszukać” widza grając w komedii niż w dramacie. Albo coś jest śmieszne, albo nie. To nie to samo co pokazywanie „bebechów”. Poza tym, nie ukrywam, że po prostu uwielbiam komedie. Dlatego lubię grać w takich filmach. Teraz trochę skręciło to w złym kierunku. Dlatego chciałbym, żebyśmy wrócili do filmów z większym poszanowaniem inteligencji widza. Najbardziej podobają mi się dzisiaj tragikomedie, jak serial „After Life”, które śmieszą i wzruszają. Gdyby ktoś zaproponował mi rolę w czymś takim, to na pewno bym nie odmówił. - Którą ze swych komediowych ról najbardziej pan ceni? - Trudno powiedzieć. Po pierwsze nie chciałbym nikogo urazić mówiąc to publicznie. A po drugie staram się wszystko zrobić jak najlepiej i od każdej roli ciężko mi się odciąć emocjonalnie. - Popularność, którą zdobył pan jako aktor, pomogła panu zaistnieć na muzycznej scenie? - To już było badane na wszelkie możliwe sposoby. I okazuje się, że nie do końca. To mogło pomóc o tyle, że mnie zaproszono do jednej czy drugiej „śniadaniówki”, żebym powiedział o płycie. Z drugiej strony bardziej popularni aktorzy ode mnie próbują swych sił w muzyce - i im nie wychodzi. Dlatego lubię myśleć z pewnego rodzaju zadufaniem w siebie, że to nie pomogło. A czasem wręcz przeszkadzało, bo ta łatka „śpiewającego aktora” niektórych wręcz odstrasza. - Katalizatorem pana muzycznego sukcesu było spotkanie z kolegą z Radomia – Łukaszem Borowieckim? - Zdecydowanie. Początkowo grałem sam na gitarze, potem próbowałem tworzyć różne projekty. Kiedy poznałem Łukasza, puściłem mu swoje nagrania i wtedy stwierdziliśmy, że zrobimy to razem. On nie znał mnie wtedy jeszcze dobrze, ale zaryzykował – złożyliśmy się pół na pół na pierwszą płytę i od tamtej pory działamy razem. I nic nie wskazuje na to, że przestaniemy. - Postawiliście od początku na pełną niezależność. O wszystkim decydujecie sami, sami wydajecie swoje płyty i organizujecie koncerty. Dlaczego nie chcecie współpracować z polskimi „rekinami show-biznesu”? - Jestem po mat-fizie i dobrze liczę. (śmiech) Poza tym bardzo sobie cenię wolność artystyczną. A muzyka jest dla mnie czymś tak osobistym, że nie wyobrażam sobie, iż ktoś mógłby mi narzucać jak, gdzie i z kim mam grać. Ta niezależność jest dla mnie i dla Łukasza dużo ważniejsza niż inne aspekty. - W jednym z wywiadów powiedział pan: „Zawsze staram się, żeby przekaz był prosty, bo nie znoszę kombinacji”. To właśnie w tej prostocie tkwi sekret pana sukcesu? - Nie mam pojęcia. Nigdy tego nie kalkulowałem, bo nie umiem tego robić. Piszę i śpiewam to, co umiem. Osobiście lubię jasne przekazy i sam po sobie zauważyłem, że jak nie wiem do końca o co mi chodzi, to potrafię to ukryć za milionem metafor i pięknych słów. Ale nic się za tym nie kryje. Dlatego lubię jako coś jest proste. Oczywiście taką mam wrażliwość i sposób porozumiewania się ze światem, że używam wielu analogii. Ale zawsze staram się, by były one proste i osobiste. Kiedy czasem piszę piosenkę, to myślę o jakiejś konkretnej osobie. I potem po premierze płyty ta osoba dokładnie wie, że to o nią chodziło. Wtedy są telefony: „Ty, stary, dzięki!”. Ten osobisty charakter moich tekstów jest dla mnie bardzo istotny. To zapis ważnych momentów w moim życiu. - Lubi pan opowiadać fanom o sobie w swych piosenkach? - O ile nie lubię tego robić w wywiadach, to w piosenkach odkrywam się zupełnie. To nie jest nawet jakoś wykalkulowane, po prostu inaczej nie potrafię. Dlatego to robię. Wszystko filtruję przez siebie. Jeśli jest jakaś sytuacja na świecie, to też nie podchodzę do niej z publicystycznej perspektywy, tylko raczej opisuję jak ja się w niej odnajduję. Wydaje mi się to uczciwsze i prawdziwsze. - W pana piosenkach słychać elementy klasycznego bluesa, folku czy nawet country. Jest pan muzycznym konserwatystą? - Też się nad tym zastanawiałem. Po prostu takiej muzyki słucham, taka mnie inspiruje. Wobec tego nie widzę powodu, by robić coś, czego nie lubię, tylko dlatego, że coś jest modne. Bogu dzięki mam grono słuchaczy, którym też się to podoba. Może do Europy to jeszcze nie doszło, ale w Stanach taka muzyka jest coraz bardziej popularna. Ta fala dotrze do nas pewnie za kilka lat. A wtedy ja zacznę robić elektronikę. (śmiech) - Zaskoczyła pana popularność, jaką zdobyły pana piosenki? - Kiedy przygotowywaliśmy wydanie pierwszej płyty „Opowiem ci o mnie”, zrobiliśmy 3 tys. egzemplarzy, a ona ostatecznie sprzedała się w ilości 60 tys. egz. To było wielkie zaskoczenie, bo nikt się tego nie spodziewał. Planując wydanie drugiej płyty „1984”, myśleliśmy więc, że będzie podobnie. Ale sukces „Weź nie pytaj” przerósł nasze wszelkie oczekiwania. Badania pokazywały, że to aż tak nie zaskoczy. Wyjechałem więc z rodziną na wakacje do Jastarni. Byłem z dziećmi na plaży, a tu się okazało, że mamy ogromny hit. To było bardzo przyjemne. Myślę, że to coś nie do powtórzenia. - Popularność bardzo pana zmieniła? - Ciężko mi powiedzieć. Kiedy pojawił się ten wielki hajp na „Weź nie pytaj”, nie wiedziałam jak się mam zachować. Bo nie lubię się chować przed ludźmi. Teraz jest już luz – wszyscy wiedzą jakie mam zdanie na ten temat. Kiedy nie pracuję, to nie pracuję. I jest już lepiej. Ale taki nagły sukces, kiedy człowiek nie jest na niego przygotowany, bywa szokujący. Tym bardziej, że popularność aktora to coś innego niż popularność muzyka. Bycie aktorem bardziej nobilituje, a tutaj – jest się kimś w zasięgu ręki. Ważne jest też na kogo się trafi. Jeśli ktoś jest kulturalny i poprosi o zdjęcie, to się zgadzam i pogadam. Ale kiedy ktoś wrzeszczy „Mordo, chodź tutaj”, to wtedy budzi się we mnie Radom. (śmiech) - Na pana koncertach większość stanowią dziewczyny. Jak sobie pan radzi z fankami, które szturmują potem garderobę? - Nie ma takich rzeczy. Ja się zawsze tym chwalę. Z badań wynika, że większość naszych słuchaczy, to wykształcone kobiety. Dlatego zawsze zachowują się kulturalnie. Wszystkie nieprzyjemne sytuacje po występach, jakie miałem, były raczej z mężczyznami. Dlatego nie przeszkadza mi to – i mogłyby na nasze koncerty przychodzić same kobiety. (śmiech) Na pewno byłoby kulturalniej. - Żona nie jest zazdrosna o te wielbicielki? - Nie. Mamy do siebie pełne zaufanie. Dlatego wszystko jest w porządku. - Żona jest pierwszą recenzentką pana piosenek? - Tak. I to właśnie ona wybrała „Weź nie pytaj” na singiel. My chcieliśmy zupełnie inny utwór. „To jest lepsze” – powiedziała. Teraz planujemy wydanie kolejnego albumu i wspólnie ustaliliśmy, że promujący go singiel wybierze Zuza. Dlatego jest nie tylko recenzentem, ale i wyrocznią. Przynajmniej jeśli chodzi o wybór singli. - Jej ulubioną piosenką jest „Zuza”? - Mówi, że tak. (śmiech) - Córki też słuchają pana piosenek? - Nie przepadają za nimi do końca. Im moje granie kojarzy się z tym, że taty nie ma w domu, bo jest na próbie lub na koncercie. Dlatego mają inną perspektywę. Starsza poza tym słucha już swojej muzyki. Wszystko jest więc w należytym porządku. Poza tym ja nie jestem typem, który żąda, aby w domu wszyscy chodzili na paluszkach, bo ojciec ma wenę i pisze. Dlatego pracuję właściwie mimochodem, starając się, żeby rodzina tego nie odczuwała. - Zdarza się panu pograć i pośpiewać w domu dla przyjemności? - Codziennie. Ale nie jest tak, że wtedy cała rodzina siada w kółku i wszyscy śpiewają ze mną. Raczej się zamykam i dziewczynki krzyczą: „Tato, ciszej!”. (śmiech) - Rodzina jest dla pana ważniejsza od muzyki i filmu? - Oczywiście. Tu nie ma co porównywać. Rodzina to jest coś, co jest prawdziwe w moim życiu. Jest moja prawdą. Praca jest ważna i przyjemna, ale to nie ten sam rodzaj emocji. Każdy kto ma rodzinę i wszystko poukładane, rozumie o czym mówię. Ostatnio słuchałem wywiadu z Edem Sheeranem i on mówił to samo. Nie znamy się i nie mogliśmy tego uzgodnić, ale mamy podobne przemyślenia. (śmiech) Chociaż on jest dużo wyżej niż ja. Służby zachowały się tak jak powinny - Paweł Graś w Kontrwywiadzie RMF FM usprawiedliwia formę przeszukania mieszkania Marcina Rosoła. Zdjęli buty, to dobrze, bo wykazali się wrażliwością na czystość - dodaje. To od prezydenta i zawartości pisma będzie zależeć, czy upublicznimy jego list z zastrzeżeniami wobec Sikorskiego - stwierdza. Konrad Piasecki: Czy zdejmowanie butów przed przeszukaniem to nowy standard polskich służb specjalnych? Paweł Graś: Po prostu wykazali się panowie taką wrażliwością na… Konrad Piasecki: Na czystą podłogę. Paweł Graś:… na czystość i na to, że gospodarz o czystość dba. Konrad Piasecki: Każdy może na to liczyć czy tylko członkowie Platformy Obywatelskiej? Paweł Graś: Są regiony w Polsce, gdzie rzeczywiście ściąganie butów, jak się przychodzi w gości, należy do standardu. Widocznie pan Marcin Rosół z takiego regionu pochodzi. Konrad Piasecki: Bardziej się dziwię, że funkcjonariusze z tego regionu pochodzą. Paweł Graś: Jak pan redaktor doskonale wie, to Mariusz Kamiński dobierał funkcjonariuszy do tej służby. Konrad Piasecki: No nie, bo ci już byli z nowego chowu Wojtunika. Paweł Graś: Nie wiadomo. Trzeba by spytać. Raczej tak daleko zmiany nie sięgnęły, żeby dotykały szeregowych funkcjonariuszy. Konrad Piasecki: W każdym razie, jeśli rano zadzwoni do nas CBA i będzie chciało przeszukać nasze mieszkanie, zawsze możemy powiedzieć: "panowie, proszę, zdejmijcie buty". Paweł Graś: Ja myślę, że najważniejsze jest to, że zmienił się ten styl działania służb… Konrad Piasecki: Że zdejmują buty. Paweł Graś: Nie, mówiąc zupełnie poważnie… Konrad Piasecki: Że dzwonią do przeszukiwanego. To świetnie jest. Paweł Graś: Panie redaktorze, że nie ma spektakularnego wyciągania o szóstej rano ludzi w kajdankach i w piżamach z domów. Nie ma rzucania ich na podłogę. Służby powinny stosować - i za naszych czasów stosują - adekwatne metody w konkretnych sytuacjach. Pan Marcin Rosół nie jest niebezpiecznym, poszukiwanym listem gończym bandytą, którego trzeba by ścigać przy pomocy grupy antyterrorystycznej. Więc wydaje się, że służby zachowały się tak, jak powinny się zachować. A czy dzwonienie i pytanie jest standardem? Ja się - szczerze mówiąc - z nim nie spotkałem. Ale to trzeba pytać CBA. Konrad Piasecki: Po tym wczorajszym przesłuchaniu Marcina Rosoła myśli pan, że Platforma i rząd powinny mieć dla niego jakąś ofertę pracy, zatrudnienia? Paweł Graś: Ja myślę, że pan Marcin ma rzeczywiście kłopot po tym przesłuchaniu… Konrad Piasecki: Kłopot polegający na tym, że był zbyt łaskawy dla obywateli Sobiesiaków? On chciał pomagać obywatelom. Paweł Graś: … że chyba w zbyt bliskie relacje i w zbyt bliskie związki wszedł z jednym z przedsiębiorców. Ale jakby zapytać tak szczerze parlamentarzystów, czy rzeczywiście nikomu z nich nie zdarzyło się być nagabywanym czy proszonym, żeby pomóc w załatwianiu pracy, to tak jak tu siedzę, zakładam się z panem redaktorem, chociaż zakłady ostatnio nie są w modzie. Ale jestem w stu procentach przekonany, że dokładnie każdy z parlamentarzystów i każdy z polityków na taką prośbę się natknął. Pomoc w znalezieniu pracy znajomym, córce rodzinie… Konrad Piasecki: Ale niestety nie wszystkie te prośby wychodzą na jaw i nie wszystkie są tak ochoczo realizowane jak ta przez Marcina Rosoła. Paweł Graś: Dokładnie tak, ale jest komisja śledcza, jest prokuratura, która tą sprawą się zajmie. Przed jednym i przed drugim organem pan Marcin Rosół się z tych relacji wytłumaczy. Ważniejsza jest tutaj prokuratura, bo komisja hazardowa jest bardziej takim ciałem - powiedziałbym - telewizyjnym, a prokuratura myślę, że dogłębnie sprawę wyjaśni. Konrad Piasecki: Panie ministrze, czy dostaliście list od prezydenta? Paweł Graś: Jeszcze nie ma takiej informacji. Mamy tylko medialną informację, że jakaś odpowiedź… Konrad Piasecki: A jak ten list z zastrzeżeniami na temat Sikorskiego wpłynie, zostanie upubliczniony? Paweł Graś: Nie wiemy, co będzie zawierał. To oczywiście… Konrad Piasecki: Niezależnie od tego, co będzie zawierał. Paweł Graś: To zależy od tego, jakie informacje tam się znajdą. Ale zasada jest taka, że decyzje o odtajnieniu dokumentów podejmuje ten, który wytwarza te dokumenty, czyli w tym wypadku - jeśli przyszedłby klauzulowany list od prezydenta - to… Konrad Piasecki: Zapytacie prezydenta, czy możecie upublicznić? Paweł Graś: … to od niego zależy, czy może to zostać upublicznione. Konrad Piasecki: A co będzie, jeśli w tym liście będą te zastrzeżenia, o których prezydent mówił premierowi dwa i pół roku temu? Paweł Graś: Pan premier mówił to bardzo wyraźnie i bardzo dobitnie, że nie pamięta żadnych, ale to absolutnie żadnych zastrzeżeń takich, które dyskwalifikowałyby pana ministra Sikorskiego… Konrad Piasecki: Znaczy nie pamięta, jakich zastrzeżeń, ale te zastrzeżenia, które pamięta, nie były poważne? Paweł Graś:… jako kandydata ówczesnego na ministra spraw zagranicznych. Konrad Piasecki: Ale tamta historia dotyczyła białoruskiego szpiega? Paweł Graś: Nie będę na ten temat się wypowiadał. Proszę w tej sprawie pytać Biuro Bezpieczeństwa Narodowego. Myślę, że tam w tej sprawie są większe informację. Tam są specjaliści, którzy wtedy tą sprawą się zajmowali. Przecież pan generał Nowek jest obecnie wiceszefem BBN-u. Więc on chyba w tej sprawie ma największą wiedzę i wie co w tej sprawie może powiedzieć a czego nie. Konrad Piasecki: Roman Giertych do rządu i do partii? Paweł Graś: Roman Giertych już był w rządzie. Był przecież wicepremierem u Jarosława Kaczyńskiego. Konrad Piasecki: Jak słucham pańskich kolegów, którzy mówią, żeby nigdy nie mówić mu nigdy i niech złoży deklarację członkowską i wtedy ją rozpatrzymy, nie jeży się panu włos na głowie? Paweł Graś: Jarosław Gowin rzeczywiście trochę… Konrad Piasecki: Jarosław Gowin, Julia Pitera, Grzegorz Schetyna, wszyscy ręce mają szeroko przed Giertychem otwarte. Paweł Graś: Przecież pismo mówi już, że zaprawdę więcej pożytku z jednego nawróconego niż z 10 sprawiedliwych. Więc dobrze, że pan Gierych się nawraca. Natomiast mówiąc zupełnie poważnie: decyzję o tym, czy byli ministrowie, posłowie, członkowie innych partii mogą przystąpić do Platformy, podejmuje zarząd krajowy partii. I w tej chwili jak patrzę na proporcję w zarządzie krajowym, gdyby taka decyzja była przez zarząd krajowy głosowana, Jarosław Gowin byłby tam bardzo odosobniony. Byłby on jedynym człowiekiem, który głosowałby za przyjęciem Romana Giertycha w szeregi Platformy Obywatelskiej. Konrad Piasecki: Czyli Roman Giertych nie ma szans. Pan by nie zagłosował? Paweł Graś: Nie ale na szczęście nie jestem członkiem zarządu, więc…jestem zwolniony z tej decyzji. Konrad Piasecki: I na koniec. Czy rząd chciałby wysłać prezydenta na Plac Czerwony 9 maja? Paweł Graś: Nic na ten temat nie wiem. Wiem, że takie pojawiają się koncepcje i pomysły, żeby w związku z wizytą, naszego pana premiera i prezydenta… Konrad Piasecki: Czy jest taki plan, że premier ma przyjechać do Katynia a prezydent na Plac Czerwony, ułożony przez rząd? Paweł Graś: Nie. Takiego planu nie ma. Na pewno na uroczystościach w Katyniu, bo o nich rozmawiamy i na nich się koncentrujemy i one są dla Polski ważne, pojawi się pan premier. Jeśli oczywiście pan prezydent wyrazi taką chęć to również na tych uroczystościach się pojawi. Po to, żeby godnie uczcić pamięć Polaków pomordowanych w Katyniu. Konrad Piasecki: A czy w zamian za to, że Putin przyjedzie do Katynia, Donald Tusk rozważy wyjazd na Plac czerwony 9 maja? Paweł Graś: Jeśli otrzymamy zaproszenie… Konrad Piasecki: Tu nie ma zaproszeń. Tu każdy przyjeżdża, każdy przyjeżdża, który chce. Paweł Graś: Takie zaproszenie jeszcze nie dotarło. Ja myślę, że to będzie element kolejnej rozmowy. Panowie Putin i pan premier Tusk lubią ze sobą rozmawiać, więc być może w Katyniu będzie okazja, żeby porozmawiać na temat dalszych kontaktów i dalszych wzajemnych wizyt. i>Konrad Piasecki: Jeśli Putin zaprosi nie mówicie z góry nie. Paweł Graś: Nie wykluczamy oczywiście. Konrad Piasecki: Paweł Graś dziękuje bardzo. Paweł Graś: Dziękuje serdecznie. Similar Albums Czego się gapisz? Mr. Zoob 303 listeners Loading I Hate Rock'N'Roll 63,114 listeners Loading Revolving Door Piotr Zioła 603 listeners Loading Comfort and Happiness Dawid Podsiadło 52,589 listeners Loading Nie jestem z miasta Elektryczne Gitary 30,931 listeners Loading Uczta Sanah 17,273 listeners Loading Mogło być nic Kwiat Jabłoni 17,530 listeners Loading Ministory Kaśka Sochacka 6,586 listeners Loading Dym BARANOVSKI 6,143 listeners Loading Migracje Mela Koteluk 24,991 listeners Loading Złoto Krzysztof Zalewski 28,298 listeners Loading Echosystem Hey 57,777 listeners Loading Czego się gapisz? Mr. Zoob 303 listeners Loading I Hate Rock'N'Roll 63,114 listeners Loading Revolving Door Piotr Zioła 603 listeners Loading Comfort and Happiness Dawid Podsiadło 52,589 listeners Loading Nie jestem z miasta Elektryczne Gitary 30,931 listeners Loading Uczta Sanah 17,273 listeners Loading Mogło być nic Kwiat Jabłoni 17,530 listeners Loading Ministory Kaśka Sochacka 6,586 listeners Loading Dym BARANOVSKI 6,143 listeners Loading Migracje Mela Koteluk 24,991 listeners Loading Złoto Krzysztof Zalewski 28,298 listeners Loading Echosystem Hey 57,777 listeners Loading External Links Apple Music Don't want to see ads? Upgrade Now Shoutbox Javascript is required to view shouts on this page. Go directly to shout page About This Artist Artist images 6 more Paweł Domagała 20,817 listeners Related Tags acousticrockfolk Do you know any background info about this artist? Start the wiki View full artist profile Similar Artists Kortez 46,397 listeners Kwiat Jabłoni 33,230 listeners Sanah 57,719 listeners BARANOVSKI 24,424 listeners Krzysztof Zalewski 45,629 listeners Dawid Podsiadło 107,173 listeners happysad 241,671 listeners Kaśka Sochacka 20,438 listeners Daria Zawiałow 53,208 listeners View all similar artists

pan paweł nie ma fal